Opowieść przedstawiona od samego początku... zanim powstał zespół One Direction.
Zapraszam do czytania ! ;*

Obserwatorzy

środa, 6 czerwca 2012

Rozdział 1 - Przypadkowe spotkanie

    Tak bardzo chciałam, aby ta lekcja dobiegła końca. Co chwilę spoglądałam w stronę okrągłego zegara, wiszącego nad tablicą. W tej chwili wskazywał godzinę 13:11. Jeszcze tylko dziewięć minut i będę wolna. Co prawda było to tylko kilka minut, lecz dłużyły się w nieskończoność. Miałam wrażenie, że wskazówki zegara w ogóle się nie przesuwają, jakby czas stanął w miejscu, a lekcja historii nigdy miała się nie skończyć. Była to ostatnia, piątkowa lekcja z nauczycielką, niejaką panią Elizabeth Durck. Ostatnio zaczęła pytać mnie prawie na każdej lekcji, z tematów, których jeszcze nie przerabialiśmy. Mało tego, dzwoniła do moich rodziców skarżąc się na moje oceny i często zmuszała mnie, abym została po lekcjach. No cóż, wiem, że to tylko i wyłącznie moja wina. Często opuszczałam jej lekcje, w dodatku wtedy, kiedy były jakieś ważne kartkówki i sprawdziany. Mogłam przyjąć każdą karę, nawet natychmiastowy telefon do rodziców, za czym szedł miesięczny szlaban, ale zostawanie po lekcjach... to była przesada, przynajmniej dla mnie. Czas po lekcjach był tylko mój i nikt nie miał prawa mi go odbierać, ani skracać.
    Nagle ktoś kopnął mnie w kostkę, tym sposobem wyrywając z rozmyśleń. Wydałam z siebie tylko cichutkie: "Ał!", aby nie zwrócić na siebie uwagi nauczycielki. W klasie historycznej mieliśmy łączone ławki, więc byłam otoczona z dwóch stron przez moich rówieśników. Zaczęłam rozglądać się w różne strony, w poszukiwaniu osoby, która, jak myślałam, bez powodu mnie kopnęła. Spojrzałam w lewą stronę, gdzie siedział Mike Dew -niski chłopak w wielkich okularach, bez przerwy noszący przy sobie inhalator. Nie, to na pewno nie on zrobił. Był tak skupiony na słowach nauczycielki, że nawet nie zauważył jak mu się bacznie przyglądam. Przypuściłam więc, że musiała to zrobić osoba, siedząca po prawej stronie. Odwróciłam się w jej kierunku. Była to Adiel Grawiłowa -prześliczna, rosyjska dziewczyna, o długich blond włosach (zawsze spiętych w kucyk) i niebieskich oczach.
    Patrzyła na mnie niespokojnie, a po chwili nachyliła się i szepnęła mi do ucha:
- Ej, Jessica, uspokój się! Zaraz będzie koniec lekcji. Wytrzymaj jeszcze trochę. -położyła swoją rękę na moim kolanie, które przez zniecierpliwienie cały czas uderzało w jej krzesło.
    Dopiero teraz zorientowałam się, o co jej chodzi. Uspokoiłam się.
- Ojej! Przepraszam cię! Nie wiedziałam, że to cały czas robię. -zaśmiałam się nerwowo.
     Adiel tylko uśmiechnęła się do mnie na znak, że mi wybacza i z powrotem zaczęła przepisywać do zeszytu notatkę z lekcji, lecz było za późno. Cała klasa zwróciła się w naszą stronę, a pani Durck przestała opowiadać o wojnie trzynastoletniej i zrobiła to samo. Na jej twarzy dostrzegłam poirytowanie. Rozejrzałam się również po klasie. Wszyscy uczniowie wyczekiwali wyroku nauczycielki i co chwila szeptali do siebie nawzajem, jak przypuszczałam, na mój temat.
- Czy ja wam przeszkadzam, kochaniutkie? -zapytała oschle nauczycielka nie oczekując od nas odpowiedzi -Jeśli tak, to wyjdźcie z mojej lekcji i nie rozpraszajcie reszty klasy. Nikt was tu nie trzyma. Po prostu wstawię wam nieobecność w dzienniku lub wykonam telefon do rodziców i przekażę im, jak zachowujecie się na lekcji. W szczególności mówię do ciebie, Mickens. -Zmierzyła mnie groźnym spojrzeniem.
- Przepraszamy -powiedziałyśmy niemal równo.   
    Wreszcie zadzwonił dzwonek. Spakowałam się już wcześniej, więc tylko poderwałam się z krzesła przewieszając sobie torbę przez ramię, jeszcze raz przeprosiłam Adiel za to całe zamieszanie i wyszłam szybko z sali tak, aby nauczycielka nie zdążyła przywołać mnie do siebie i rozpoczynać kolejnej rozmowy o moim zachowaniu. Skierowałam się w stronę szafki z numerem czterdzieści siedem.
- Jessica! -ktoś zasłonił mi od tyłu oczy, ale ja i tak wiedziałam z kim mam do czynienia. Słyszałam ten piskliwy głos już z milion razy. Odwróciłam się, aby przywitać moją najlepszą przyjaciółkę, Alice Flour.
    Naprawdę długo się nie widziałyśmy, ponieważ wyjechała do Stanów Zjednoczonych i mieszkała u swojej kuzynki, Carmen. Na szczęście cały czas utrzymywałyśmy ze sobą kontakt. Kiedy rozmawiałyśmy na skype'ie, Alice opowiadała mi jaka Kalifornia jest piękna, i że powinnam być tam razem z nią. Często też poruszała temat powrotu do Wielkiej Brytanii. Nigdy jednak nie zdradzała dokładnej daty jej przybycia. Zawsze tylko mówiła, że niedługo się spotkamy, w najbardziej niespodziewanym dla mnie momencie.
    Popatrzyłam na Alice, która bardzo się zmieniła. Jej długie, kasztanowe włosy pojaśniały od słońca, zaczęła malować oczy i rzęsy oraz bardzo ładnie się ubierać. Oczywiście nie twierdzę, że wcześniej ubierała się brzydko. Po prostu teraz jej ubiór rzucał się w oczy, jak i również ona sama przykuwała uwagę. Teraz miała na sobie białą bluzkę z flagą USA, czarną, skórzaną kurtkę, miętowe spodnie i białe Vansy. Wyglądała jak jakaś supermodelka, w dodatku była wysoka i miała długie nogi.
- Cześć! Jak my się dawno nie widziałyśmy! -krzyknęłam szczęśliwa, że znów mogę na żywo ujrzeć twarz  przyjaciółki.
    Przytuliłyśmy się mocno, a potem Alice cofnęła się ode mnie o krok, zmarszczyła brwi i zaczęła wodzić po mnie wzrokiem -od góry do dołu.
- Kobieto! Ty przeszłaś chyba jakąś transformację! -wyszczerzyła się do mnie w szerokim uśmiechu -Wyładniałaś i masz wysportowaną sylwetkę! No,no,no, niezła laska z ciebie wyrosła!
    Nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Co się z nią stało? Zmieniła się nie do poznania.
- Mówiłam ci przecież, że zostałam cheerleaderką. Trenuję dopiero cztery miesiące, ale i tak jestem dumna z rezultatów. Ale to samo chciałam powiedzieć o tobie, Al. Wyglądasz oszałamiająco i wprost tryskasz energią!
- Widać Kalifornia robi swoje!
- No właśnie, Stany Zjednoczone! Opowiadaj jak było. -nie mogłam opanować zawziętej ciekawości.
- Okej, ale opowiem ci w drodze do domu. A tymczasem zabieraj swoje rzeczy z szafki, bo nie będziemy tu  tak sterczeć do wieczora.
    Posłuchałam się przyjaciółki. Otworzyłam swoją szafkę i zabrałam z niej potrzebne podręczniki do nauki. Szłyśmy w kierunku wyjścia ze szkoły, kiedy nagle ktoś trącił mnie mocno ramieniem tak, że wypadły mi wszystkie książki, które trzymałam w ręku.
- Jak idziesz! -krzyknęłam gniewnie nawet nie oglądając się za sprawcą. Właśnie schylałam się, aby podnieść podręczniki, lecz wyręczył mnie wysoki chłopak o kręconych, brązowych włosach. Ubrany był w jasnoszary sweter i kremowe rurki. Na nogach miał białe Conversy.
- Przepraszam, nic ci nie jest? To było przez przypadek. -powiedział podnosząc się z podłogi i wręczając mi moje książki -Tak w ogóle to jestem Harry Styles -uśmiechnął się do mnie ukazując białe zęby, zaczesał palcami swoją kręconą grzywkę na prawą stronę i podał mi rękę.
    Spojrzałam w jego zielone oczy i uścisnęłam jego dłoń.
- Naprawdę... ehm -odchrząknęłam i odwzajemniłam uśmiech -... Nic się nie stało. Jessica Mickens, miło mi poznać.
    Nagle zapadła niezręczna cisza, więc zapytałam:
- Jesteś nowy? Bo nigdy cię tu jakoś nie widziałam.
    Zaśmiał się.
- Nie, chodzę do tego liceum już dwa lata.
- Naprawdę? Hm, jesteś z mojego rocznika, a ja cię nie znam...
- Och, nic dziwnego. Nie rzucam się za bardzo w oczy.
    Jak mógł nie rzucać się w oczy, skoro miał tak charakterystyczną fryzurę? (Wiecie, te loczki...)
    Spojrzałam na przyjaciółkę, która chichotała pod nosem. Nie chcąc, aby Harry to zauważył powiedziałam szybko:
- Przepraszam, ale razem z koleżanką spieszymy się gdzieś... -przygryzłam dolną wargę, co zawsze oznaczało, że nie mówię prawdy.
    Harry nie przestawał się uśmiechać, tym sposobem wprowadzając mnie w zakłopotanie.
- Oczywiście. Ja również mam do załatwienia parę spraw. W taki razie jeszcze raz przepraszam i do zobaczenia, Jessico! -pomachał mi na pożegnanie, wyglądając przy tym jak mały, uradowany chłopczyk i poszedł w stronę sekretariatu.
- Cześć. -powiedziałam dopiero wtedy, kiedy zniknął już za rogiem.
    Od razu po jego odejściu, podskoczyła do mnie moja przyjaciółka śmiejąc się głośno.
- Fajny ten Harry! Taki z klasą... Naprawdę nigdy wcześniej go tutaj nie widziałaś? Nie rozumiem, jak mogłaś go przegapić?! -nie dowierzała.
    Wzruszyłam ramionami.
- Taki normalny się wydawał. O co ci chodzi? -zmarszczyłam brwi spoglądając na Alice, której cały czas wymykał się uśmiech na twarzy. -Uczeń jak każdy inny. Lepiej już chodźmy. -pogoniłam Alice nie chcąc, aby dalej wypytywała o Harry'ego, lecz nie udało mi się odciągnąć jej od tematu.
    Wyszłyśmy ze szkoły i poszłyśmy pieszo w kierunku mojego domu, a Alice kontynuowała to, co zaczęła.
- Podoba ci się? -zapytała.
    Wywróciłam oczami zirytowana jej dociekliwością.
- Alice, gadałam z nim niecałe pięć minut!
- Ale podoba ci się? No przyznaj to wreszcie! -nie dawała za wygraną.
- Nie. -rzekłam tylko.
- Nie, że ci się nie podoba, czy nie, że mi nie powiesz?
- To odpowiedź na twoje ostatnie pytanie: Nie powiem ci.
    Nie odpowiadałam na kolejne. Naprawdę miałam już dosyć jej wścibskiej ciekawości. Harry był tylko miłym chłopakiem, który wiedział jak się zachowywać w stosunku do dziewczyn. Zresztą nie szukałam na razie "drugiej połówki", ponieważ dopiero co wróciła moja przyjaciółka, której nie widziałam prawie pół roku. I chociaż czasami nie mogłam z nią wytrzymać, jak na przykład dzisiaj, to i tak chciałam spędzić najbliższy czas tylko i wyłącznie z nią i nie miałam zamiaru słuchać na okrągło tego samego zdania: "Umów się z nim! Umów się z nim!". Harry, co najwyżej mógł być moim przyjacielem, chociaż myślę, że nawet określenie "przyjaźń" jest jak na razie za duże biorąc pod uwagę naszą pięciominutową wymianę zdań w szkole. Nawet nie wiem czy w ogóle będziemy jeszcze ze sobą rozmawiać, skoro nie dostrzegłam go przez dwa lata w naszym liceum, a był przecież z tego samego rocznika co ja.
______________________________
Mam nadzieję, że mój pierwszy rozdział przypadł Wam do gustu i przynajmniej troszkę wzbudził w Was ciekawość. ;) Ostrzegam: Dopiero się rozkręcam, więc jeśli przeczytaliście ten rozdział, to koniecznie przeczytajcie następny, kochani Directionersi.
~A.